niedziela, 31 lipca 2016

Rozdział VI


Stan Diany nieco się poprawił. Mimo tego małego szczęścia, mojej głowy nie może opuścić jedna, ciążąca myśl. 
Intuicja podpowiada mi, że to nie koniec moich zmartwień. Mam nadzieję, że to tylko atak jakiejś paniki. Gorzej chyba już być nie może, prawda?
Dziewczyny siedzą cicho, są chyba bardzo zmęczone. Jestem im wdzięczna, że są tutaj i chociaż ciężko się ze mną w tej chwili dogadać, nie odchodzą. Poczucie, czyjejś obecności jest bardzo uspokajające.
Mojego taty nie ma przy mnie z dobrą godzinę. Jestem tym odkryciem zaniepokojona. Byłam pewna, że nie opuści sali nawet na moment. Informuję dziewczyny, i ruszam w poszukiwaniu taty.
Okropnie wyczerpana, nie mam za dużo siły. Idę wolno. Tempem na jaki pozwala mi organizm.
Po drodze, odszukuję w mojej torebce, telefon. Zamierzam zadzwonić do taty, ale dostrzegam, że telefon jest zupełnie rozładowany.
Prycham.
Po prostu super.
Zjeżdżam windą i nareszcie docieram do wyjścia. Może jest na zewnątrz? Oby...

***

Wychodząc, widzę duże zamieszanie. Kilku dziennikarzy którzy pchają się na wszystkie możliwe strony. Jedni próbują wejść do środka, jednak ochrona uniemożliwia jakiekolwiek wejście.
Co tu się wyprawia, do cholery!
Chcę się jakoś przez nich przedrzeć, ale ci ludzie chyba nie zwrócili na mnie najmniejszej uwagi. Liczą tylko na dostanie się do środka.
- Bo im się uda - mówię sama do siebie, próbując wyjść z tego tłoku.
Nie było łatwo, ale znalazłam jakąś drogę ucieczki. Jednak zostaje nieszczęśliwie popchnięta przez kogoś. Nogi odmawiają mi zupełnie posłuszeństwa i upadam. Nie miałam nawet siły, aby w jakikolwiek sposób utrzymać równowagę. Chyba powinnam odpocząć. Ale przecież w obecnej sytuacji i tak nie zasnę.
Naprawdę, nie czuję się najlepiej.
- Olivia? - znam skądś ten głos... Podnoszę głowę i już wiem do kogo należy.
- Hej Tom - witam się bez większego entuzjazmu. Nie mam na to siły... - Co tu robisz?
- Mój przyjaciel miał wypadek na skoczni - zaczyna z nietęgą miną. To chyba coś poważnego. - Ale zaraz, zaraz. Co ty tu robisz?
I trafił. Opuściłam głowę i mocno zamknęłam oczy, aby łzy napływające do oczu nie mogły ujrzeć światła dziennego.
Ale to chyba nie pomaga. Już po chwili czuję na policzkach słone kropelki. Zapewne myśli sobie teraz, że jestem jakąś histeryczką. Ryczę jak głupia, leżąc na ziemi nie mając siły wstać.
- Ejj, co jest? - ponownie pyta i siada obok mnie.
- Diana tu jest... - odpowiadam zachrypniętym głosem. Nie mam ochoty wdawać się w szczegóły, więc mam nadzieję, że obejdzie się bez kolejnych pytań.
- Powinnaś odpocząć, nie wyglądasz za dobrze - mówi i przytula mnie. Tak po prostu.
- Nie mogę jej zostawić. - szepczę i nieco mocniej się w niego wtulam. Ten człowiek jest naprawdę miły. Nic dziwnego, ze Diana się w nim zadurzyła. Ahh... Siostra, on tu jest i masz mi tu zaraz się obudzić.
- Masz siłę, aby wstać? - Kolejne pytanie. Ugh... Kręcę przecząco głową. - Odwiozę cię do domu - Dopowiada i bierze mnie na ręce. Nie walczę z nim. Wkrótce z wyczerpania i tak zasypiam.

***

Próbuję otworzyć oczy, jednak jasność, która do mnie dociera uniemożliwia to. Mój stan jest o niebo lepszy niż wczoraj. Nareszcie czuje się wypoczęta.
Gdyby nie fakt, że moja siostra jest w szpitalu jeszcze chwilę bym poleniuchowała. Ktoś pomyślał i podłączył mój telefon, aby mógł się swobodnie naładować. Chwała mu. Sięgam po niego i widzę 3 nieodebrane wiadomości. Dwie od taty i jedna od nieznajomego. 

 Od: Tatuś ♥
Tom poinformował mnie, że odwiózł Cię do domu. Gdyby coś się działo, na pewno dam ci znak.

Od: Tatuś ♥
Stan Diany się polepszył! 

Przecieram oczy i czytam jeszcze raz.
Kiedy dociera do mnie treść tej drugiej wiadomości od razu wyskakuję z łóżka by się ogarnąć. Wykonanie porannej toalety o dziwo nie trwało tak długo jak zwykle.
Biegiem schodzę na dół i biorę jabłko. Przed domem widzę mamę Emmy. Najwidoczniej czekała na mnie. To miłe.
- Wchodź, podwiozę cię. - Mówi z uśmiechem, a ja nie umiem odmówić.

Droga mija szybko, a to za sprawą naprawdę miłej rozmowy z naszą sąsiadką. Jak to dobrze mieć takich miłych ludzi, wokół siebie. Wibracja mojego telefonu, przypomina mi o jeszcze jednej nieodebranej przeze mnie wiadomości. Zupełnie o niej zapomniałam...

Od: Nieznany 
Jestem w szpitalu. Miałem wypadek na skoczni. Mogłabyś dać, chociaż jeden znak życia. Ciągle o Tobie myślę. Tak ciężko coś napisać? 

Ten człowiek chyba naprawdę pomylił numery. Powinnam go, o tym poinformować. 
Ten wypadek to moja wina. 
O cholera. Jaka ja byłam głupia... Mogłam napisać, chociaż o tej głupiej pomyłce. Tak, obyłoby się bez niepotrzebnych wypadków i zmartwień.
Olivia, Olivia, Olivia. Ty zawsze wpadniesz w jakieś kłopoty.
Piekło na mnie czekaj oj czeka.

Do: Nieznany
Um... Przepraszam Cie, że piszę dopiero teraz, ale myślałam, że to jednorazowa pomyłka. Musiał Pan pomylić numery. Mam nadzieje, że wszystko w porządku. 

Szybko wysyłam i zmierzam w kierunku sali, w której leży moja siostra. Chcę uspokoić myśli, jednak cały czas przypominam sobie o nieznajomym. 
Chciałabym go poznać. Ale po tym wszystkim, wyszłabym na kretynkę. 

- Cześć tato - Oznajmiam i od razu do niego podchodzę. Przytula mnie i podejrzewam, że to z tego całego szczęścia. Bo przecież, moja siostra nareszcie czuje się lepiej. Tak strasznie się o nią bałam. Nie mogę jej stracić. Mimo trudnych chwil, wielu kłótni nadal jest moją kochaną siostrą. 
Gdyby nie ona, sama nie wiem co by się ze mną działo. Po śmierci mamy, to ona przyczyniła się do tego, że żyję.
Może do pełni szczęścia czegoś mi jeszcze brakuje, ale dzięki niej, jest o wiele lepiej. 
- W nocy był u niej Tom. - Mówi do mnie z uśmiechem. - Nie wiem, jak on namówił, do tego te stado pielęgniarek. - Śmieję się. Te baby są naprawdę wredne. Chyba zadziałał na nie, urok osobisty Toma. Cóż... Niech nie liczą na coś więcej. - I później, było już tylko lepiej. - Kończy. I hola hola! Czy ja widzę łzy w jego oczach?! 
Tatoo... Proszę, nie teraz
- Może powiedział jej coś ważnego? Tato, spójrz na to z tej strony my tu siedzimy z nią cały czas i mówimy do niej wszyscy na raz. Jestem pewna że nas słyszy, a przynajmniej chce nas słyszeć ale może po prostu nie wie kogo słuchać. Ona też widocznie potrzebowała tego spokoju i ciszy. Tak samo jak ja. Tej nocy w końcu odpoczęłam i poukładałam sobie wszystko w głowie i jestem pewna że gdy ona też odpocznie to się obudzi. Zwłaszcza jeśli będzie blisko niej Tom.
- Słonko... ty sądzisz że ona i Tom... coś między nimi może być?
- Nic nie zauważyłeś? Są w sobie zakochani po uszy, ale żadne z nich nie chce tego przyznać.
- Jej, Olivia powiedz mi kiedy wy mi tak wydoroślałyście?
- No wiesz tato, prawdopodobnie wtedy kiedy ty byłeś pochłonięty pracą... ale nie martw się, sam dobrze wiesz że Tom to wspaniały chłopak w sam raz dla Diany. - odpowiadam z chytrym uśmieszkiem na twarzy tym samym kończąc ten temat.
- Idę po kawę też chcesz? - z ust sąsiadki pada pytanie po czym orientuję się że ona cały czas tu stała i słyszała całą naszą rozmowę.
- Nie, dziękuję. 
- Gdybyście czegoś potrzebowali wiecie gdzie mnie szukać. - Odpowiada z ciepłym uśmiechem kobieta po czym znika za drzwiami. Patrzę na tatę i w mojej głowie formułuje się już kolejna myśl i kolejna historia miłosna. To aż dziwne że tak dokładnie potrafię stworzyć historie miłosne wszystkich wokół mnie ale o sobie jakoś ciągle zapominam.

***Tom***

Mam dziwne wrażenie że to spotkanie z Olivią w szpitalu wcale nie było przypadkowe i ono musi mieć jakieś "trzecie dno".
Ale ta wiadomość o Dianie? Kompletnie zawaliła mnie z nóg. Nie mam pojęcia co o tym wszystkim myśleć. Diana w szpitalu, Andreas w szpitalu, Olivia jakby popadała w jakąś depresję czy coś. 
Kurde ludzie serio? Teraz aby patrzeć, aż ze mną coś się stanie.  Co do Diany to naprawdę mi jej szkoda. To świetna dziewczyna i kiedy w nocy do niej mówiłem czułem że mnie słucha i się do mnie uśmiecha. Dość długie namawianie tych jędz, zwanych pielęgniarkami na 5 minut sam na sam z nią, naprawdę się opłacało. Gdy dziś rano dowiedziałem się że jest z nią coraz lepiej poczułem ciepły, miły  dreszcz opanowujący moje ciało. 
Czuję że Diana przetrawiła to co do niej mówiłem i cieszy mnie to. Ale jest jeszcze Andreas. 
Leży zaledwie 2 sale dalej od Diany a ja jak głupi ciągle latam od sali do sali by wiedzieć wszystko o ich stanach. Przez te biegi zrzucę co najmniej 5 kilogramów. Jedno szczęście w całym tym nieszczęściu.
- Przepraszam Pana... - z rozmyślań wyciąga mnie głos zza pleców. Od razu poznaję że to głos jednej z pielęgniarek ale o dziwo nie jest on oschły jak zwykle lecz ciepły i serdeczny. - ... ale musimy zabrać pacjenta na badania.
- Czy mogę przy nim być? - pytam niepewnie.
- Niestety na salę nie mogę pana wpuścić. - odpowiada kobieta.
Podążam wzrokiem za nieprzytomnym przyjacielem którego dwie kobiety wyprowadzają z sali. Coś we wnętrz mnie każe mi iść za nimi. Jakie do cholery badania oni chcą mu robić? Przecież on jest nieprzytomny! 
Znowu mam mętlik w głowie. Odwracam się w drugą stronę i co widzę? Widzę Dianę, którą dwie pielęgniarki również wyprowadzają z sali. Co się tu do cholery dzieje?! Zerkam jeszcze czy przyjaciel jest w zasięgu mojego wzroku i na szczęście jeszcze go zauważam i znowu zrywam się do biegu. Muszę widzieć gdzie oni go zabierają. Chwilę później docieramy do sali z numerem 40. Wbrew temu czego się spodziewałem on nie ma żadnych badań. Po prostu umieszczają go wraz z łóżkiem pod oknem po czym opuszczają salę i znajdujemy się w niej już tylko we dwóch. Ale nie na długo. Nie upłynęły nawet dwie minuty gdy do sali wkroczyły kolejne pielęgniarki z pacjentem. A kto był tym pacjentem?
DIANA! 
Czy ktoś mi w końcu wytłumaczy o co tu chodzi?! Jej łóżko zostaje umiejscowione obok łóżka Andreasa. W tym momencie dzieli ich jedynie ja i szafka nocna. Na sale wparowuje równie zdziwiony ojciec Diany, a za nim Olivia.
- Wiecie co tu się dzieje? - pytam ich sam nie wiem czy bardziej zdziwiony czy zdenerwowany.
- Chciałam zapytać o to samo. - odpowiada z wielkimi oczami Olivia. - Tatoo...?
- Ale ja nie mam nawet zielonego pojęcia przecież mieli ją zabrać jedynie na badania, a tymczasem żadnych badań nie było. - odpowiada niepewnie.
- Badania? On też miał ja mieć, ale przecież oboje są nieprzytomni. Nic z tego nie rozumiem. - mówię zrezygnowany.
- Dobra dzieciaki mniejsza z tym - słyszę głos mężczyzny. - przyniosę wam gorącą czekoladę. - po czym opuszcza salę ale jego nieobecność uzupełniają sąsiadki Olivii - Lily i Emma.
-I jak podoba się niespodzianka? - pyta jedna z nich. To właśnie jeden z tych momentów w których stają się do siebie podobne jak dwie krople wody, a ja po prostu nie potrafię ich odróżnić. Zdezorientowani wymieniamy się z Olivią spojrzeniami.
- Jaka niespodzianka. - pyta.
- Wiemy że się znacie i lubicie a skoro i tak spędzacie teraz praktycznie całe dnie w szpitalu i latacie jak głupki od sali do sali to pomyślałyśmy że fajnie by było gdybyście spędzali ten czas przy nich ale w jednej sali. - odpowiada, tym razem jestem już pewien że to Lily. Jej niezawodne "oczko" przy każdej niespodziance zawsze ją zdradza.
- Woow no jak dla mnie pomysł świetny ale muszę powiedzieć że napędziłyście mi niezłego stracha gdy pielęgniarka wspomniała mi o jakichś badaniach. - odpowiadam z głupim uśmiechem.

- Oj przepraszamy no, ale inaczej nie zgodzilibyście się na zmianę sali. - zaśmiały się obie. -  a wiecie mimo że mama tu pracuje to wcale nie łatwo było jej przekonać do tego pomysłu lekarza dyżurującego. 
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Cześć! 

Jeśli tylko macie ochotę, to pozwalam Wam, mnie zamordować. Znowu spóźnienie :)) a na wasze blogi, też za często nie zaglądam. 

Są wakacje i ten czas strasznie szybko leci, dlatego nie mamy tyle czasu na pisanie :// Wstajemy późno, a potem wiele innych zajęć. Ugh... Grunt, że chociaż ten rozdział już skończony. 

Prosimy wszystkich czytających, o jeden mały komentarz, bo coś zauważyłyśmy, iż jest Was coraz mniej. Wystarczy głupia kropka. 

Następny rozdział... mam nadzieję, że już punktualnie za 2 tygodnie. 

Do zobaczenia

Madziuu i Katrin 

poniedziałek, 4 lipca 2016

Rozdział V


-Tato?! Diana wróciła?! - Pospiesznie pytam na jednym tchu.
Długo nie słyszę głosu mojego taty, a ja coraz bardziej się niecierpliwię
-Proszę cię, przyjdź jak najszybciej do domu. - Mówi, a ja zauważam wystraszony ton jego głosu. Tego nie da się nie zauważyć. - Tam wszystko ci wytłumaczę
-Ponawiam pytanie, czy Diana wróciła?! - Czuję, że już zaczynam tracić panowanie nad sobą. Jeszcze moment i naprawdę nie wiem co zrobię.
- To nie jest rozmowa na telefon, skarbie! - Nieruchomieję. To coś poważnego? Cholera. Chcę wiedzieć wszystko tu i teraz!
- Tato! Do jasnej ciasnej! Co się dzieje!?
I znów cisza. Po co te tajemnice? Czy ten człowiek, nie może powiedzieć prawdy od razu?
Już nawet nie czekam na jego odpowiedź, tylko rozłączam się i łapiąc Emmę za rękę zaczynam biec w stronę domu. Całą drogę, zadaję sobie tylko jedno pytanie. Dziewczyna, która jest przeze mnie zmuszona do biegu, nawet o nic nie pyta. Posłusznie wykonuje to co ja. I to mi pasuje. Żadnych niepotrzebnych pytań.
Na całe szczęście, nie oddaliłyśmy się jakoś szczególnie daleko i droga przemija dosyć szybko. Wbiegając na naszą uliczkę już zauważam coś podejrzanego.
Wóz policyjny.
Patrzę na niego, a moje ciało natychmiast oblewa gęsia skórka. Czuję silniejszy uścisk dłoni mojej towarzyszki i to chyba jako jedyne motywuje mnie do pójścia dalej.
Z każdym kolejnym krokiem, oblewa mnie coraz większa dawka strachu.
Przecież nic jej się nie stało, prawda?
- Nic się jej nie stało... Nic się jej nie stało... - Zaczynam panikować. Powtarzam tą formułkę bez przerwy, jakby ktoś mnie zahipnotyzował. A pewnie i tak wyglądam. Patrzę w jeden punkt i powtarzam jakieś banalne słowa.
Przestaję, gdy czuję mocne szarpnięcie mojej ręki. Gwałtownie odwracam się w stronę Emmy, która patrzy na mnie ze zmartwieniem. W jej wzroku można zauważyć, jednak coś czego nie da się nazwać.
Złość przepełniona smutkiem?
Może tak to nazwać.
- Oli... - Zaczyna. - Dopóki tam nie wejdziesz, niczego się nie dowiesz, dlatego proszę cię, nie wymyślaj jakichś bredni. - Kończy, a jej głos jest tak stanowczy, że sama się trochę go boję. Dlatego odwracam się, ostatni raz przełykam ślinę i ruszam.
Tuż przy furtce znów się zatrzymujemy.
To nie z mojego powodu.
Zatrzymują nas krzyki biegnącej Lily. Zupełnie o niej zapomniałam...
- Możecie w końcu wytłumaczyć mi co się tu dzieje?! - Krzyczy ze zdenerwowania, jednak nie dziwi mnie to. Uciekłyśmy, zostawiając ją zupełnie samą.
Kiedy chcemy jej już wszystko wytłumaczyć, otwierają się  drzwi mojego domu. Wyłania się postać mojego taty. Jest wyraźnie smutny. I zaraz... czy on płakał!?
- Nareszcie jesteś - Mówi, jakby od niechcenia. Ta cała sytuacja jest po prostu nie do zniesienia.
- Powiesz mi w końcu, o co chodzi? - Oznajmiam dosyć spokojnie, lecz to tylko kwestia czasu.
- Diana miała wypadek...

Andreas


- Przemyślałem wszystko, o nas. Według mnie nie ma to sensu... To koniec - Czytam po raz ostatni i wysyłam. Może to i lepiej. Mogę w końcu zacząć normalnie żyć. Bez żadnej przeszkody. Mimo wszystko dręczą mnie wyrzuty. A może coś jej się stało?
Ugh...
- To wszystko jest naprawdę męczące.
Do tego nie mogę się skupić. Ciągle myślę co u niej, gdzie jest, czy wszystko  w porządku... Ale z drugiej strony może chłopaki mają rację, może ona nie jest dla mnie. Tak, tak napewno nie jest dla mnie, zresztą gdyby jej na mnie zależało chyba by się odezwała, nie? Nie wiem, nie wiem!! Mam już dość tych jej "foszków sroszków" i jak zwykle nie wiem kiedy ma tego foszka, przecież ja nawet nie mam zielonego pojęcia za co mogłaby go mieć, przecież mi nie powie, bo przecież "powinienem wiedzieć sam"... Przecież przecież bla bla bla. Chyba po woli zaczynam mieć jej dość, odzywa się tylko od czasu do czasu i to jeszcze wtedy kiedy czegoś chce. Koniec. Muszę o niej zapomnieć. Poza tym w mojej głowie od przypadkowego zderzenia w parku wciąż siedzi ta śliczna dziewczyna. Kuźdeee no teraz tak mega żałuję że do niej wtedy nie zagadałem, ahhh teraz sumienie nie da mi spokoju...
- Andreas, czy ty w ogóle słyszysz co ty gadasz? - Mówi do mnie Tom.
- Co? Ej czekaj, czekaj. Długo tu stoisz? - Pytam zdezorientowany.
- Wystarczająco długo by wiedzieć nad czym tak rozkminiasz stary, a tak na przyszłość, jeśli chcesz pogadać sam do siebie to nie krzycz na całą okolicę. - Mówi rozbawiony.
- Postaram się. - Odpowiadam z wymuszonym uśmiechem od ucha do ucha, ale chyba wyczuł że mój uśmiech wcale nie jest szczery.
- Dobra stary to ja coś ci powiem. Ta twoja "komputerowa miłość" wcale nie jest dla ciebie. Spójrz w końcu na tą sprawę racjonalnie. Olewa cie cały czas, ma w dupie za przeproszeniem to że się o nią martwisz, nie raczy się do ciebie odezwać, a pamięta o tobie tylko wtedy kiedy coś chce. Chłopie ogarnij się. Dobrze wiesz że to nie jest miłość i nigdy nie była i wbij to sobie raz na zawsze do tej twojej głupiej łepetyny!!
- Wiesz co? W sumie to chyba masz rację ale wcale nie musiałeś mnie uderzyć. - Odpowiadam, tym razem już ze szczerym uśmiechem na twarzy.
- No nareszcie wraca nasz Andreas, po tak długiej nieobecności, nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłem. Ale spójrz która godzina.
- Za 5 18:00.
- A czy szanowny pan chociaż pamięta co jest dziś o 18:00?
- Rzeczywiście! Przecież my mamy trening! Na śmierć zapomniałem!
- To co tak stoisz? Rusz dupe i lecimy do chłopaków!
Nie ma to jak przypadkowo wygadać się kumplowi. Nareszcie czuję że żyję. Sam po sobie czuję, że wracam do siebie i czuję że wraca stary ja. Nigdy nawet nie pomyślałbym że mogę sam za sobą tak się stęsknić...

Olivia

- Zaraz, co ty mówisz? - Pytam z przerażająco bladą twarzą. - Jak to miała wypadek?!?
-Olivciu, słonko to moja wina. Po tym jak wybiegła z domu najprawdopodobniej wpadła pod samochód a sprawca uciekł. Gdyby nie przypadkowy przechodzień, który znalazł ją na poboczu z tego co się dowiedziałem to jakieś 30 minut po zdarzeniu to nie wiadomo co by z nią było. Jej stan jest poważny. Być może będzie nawet potrzebny przeszczep... - Odpowiada równie blady, a ja czuję jak nogi się pode mną uginają i upadam wprost na Emmę. Całe szczęście dość szybko zorientowała sie co się dzieje i mnie złapała.
- Kurde Olivia! Chodź wejdziemy do środka. Lily pomóż mi.
- Em, ale jak to będzie potrzebny przeszczep? Nie tylko nie to, proszę! Przecież wiesz dobrze co było z moją mamą po tym nieszczęsnym przeszczepie! Em ja się tak strasznie o nią boję! A co jeśli będzie to co z mamą? Co jeśli stracę też i ją? Nie nie proszę tylko nie to!!! - krzyczę roztrzęsiona, a po moich policzkach ciągle spływa łza za łzą. Czuję jakby po moich policzkach po prostu płynęła jakaś rzeka.
- Olivia! Nie! Nawet nie masz prawa tak myśleć! Nawet tak nie mów! Wszystko będzie dobrze rozumiesz? Wszystko będzie dobrze kochana nie płacz, proszę... - słyszę łgający głos Emmy. Nie wiem co bym bez niej teraz zrobiła. Czuję że jest mi tak bliska. Tak bardzo bliska.
- Olivka, slarbie jadę do niej. Chcesz jechać ze mną? - Tym razem poznaję głos taty i momentalnie nieco się uspokajam.
-Tak pewnie tato jadę z tobą.
- Przepraszam, czy my też możemy jechać jeśli nie byłby to problem? - pyta Lily.
- Oczywiście że możecie, ale może najpierw zapytajcie mamę czy nie ma nic przeciwko.
- Już z nią nawet rozmawiałam i jak najbardziej zgodziła się. Poza tym Diana leży w szpitalu w którym pracuje mama więc dla niej to na pewno nie będzie problemem.
- W takim razie siadajcie do samochodu i jedziemy.
Droga minęła nam dość szybko i w milczeniu. Nikt nie był w stanie przerwać tej ciszy. Cały czas nie mogę dojść do siebie. Myśląc że moja ukochana siostra idiotka może potrzebować przeszczepu po prostu mnie mdli a przed oczami robi mi się ciemno. Tuż przy wejściu czeka na nas mama Emmy i Lily która bez słowa od razu zaprowadza nas pod salę Diany. Na widok siostry podpiętej do miliona aparatur, z bandażem na głowie i obitą twarzą łzy same napływają mi do oczy i nawet nie spostrzegłam się kiedy zaczęły płynąć po moich policzkach. Mało tego, nawet nie spostrzegłam się że trójka z którą tu przyjechałam również ma oczy zaszklone łzami. Chciałabym coś powiedzieć żeby ich pocieszyć ale nie umiem. Po prostu nie umiem tego zrobić tak jak Diana. To ona jest najlepsza w pocieszaniu ludzi. Nagle z pokoju obok wychodzi lekarz.
- Dobry wieczór panie doktorze, nazywam się Engel.
-Ah tak, dobry wieczór, mam rozumieć że to pan jest ojcem tej młodej damy która leży tu obok tak?
- Tak dokładnie. Panie doktorze proszę mi powiedzieć co z nią?
- No cóż, jej stan jest poważny... Jeśli narządy nie zaczną normalnie funkcjonować, niestety będzie potrzebny przeszczep.
Słysząc to, ponownie osuwa mi się grunt pod nogami. Przecież to takie niesprawiedliwe. Czym ona zawiniła?

Andreas

Trening jak trening. Znów to samo. Po raz kolejny, nie mogłem skupić się nad wykonywanym ćwiczeniem. Muszę do niej napisać!
Nie mogę się od niej uwolnić, to wszystko mnie po prostu przytłacza. Ja się chyba w niej za bardzo zadurzyłem.
Dosłownie.
Jej postać nadal pojawia się w moich snach, jednak nie jest już taką pierwszoplanową postacią.
Co ze mną?
Pytanie retoryczne.

,,Proszę Cię, porozmawiajmy!''

Nie mogę się powstrzymać, od wysłania tej jednej wiadomości. Czemu ja sobie jej po prostu nie odpuszczę? Dlaczego nie potrafię zacząć normalnego życia?
Czekam cały czas na tą cholerą odpowiedź. Na jedną głupią wiadomość, która pozwoli mi chociaż trochę uspokoić swoje myśli. A jeśli coś jej się stało? Ktoś ją porwał, czy coś?

- Andreas teraz ty! - Słyszę głos wołający mnie na skocznię i momentalnie odkładam telefon tym samym powstrzymując się przed pokusą wysłania tego cholernego SMS'a.
- Andreas pospiesz sie! Nie będziemy na ciebie czekać!
- Już idę spokojnie, już.
Widzę że naszą małą rozgrzewkę i ćwiczenia zdążyli zakończyć beze mnie, no cóż nie ma co się dziwić, teraz czas na serię skoków próbnych może nareszcie coś mi się uda, w końcu to to co kocham i to w czym jestem dość dobry. Udaję się na belkę, przyjmuję pozycję i na znak ruszam. Ale w tym momencie serce mi stanęło. Widzę ją czy tak mi jej brakuje że mam już jakieś zwidy? Ona tam stoi. Ale czy to naprawdę ona?

Tom

- Andreas! Nic ci nie jest?! Halo słyszysz mnie?! Andreas!? - krzyczę zdenerwowany i przerażony do przyjaciela leżącego na ziemi. Wygląda jak trup.
- Co sie stało? - nadbiegają moi kumple a zaraz za nimi ratownicy medyczni.
- Co mu się stało? - pyta jeden z nich.
- Nie wiem musiał się zagapić, zamyśleć czy coś bo zwyczajnie nie wybił się z progu i lunął na ziemie zupełnie jak trup, blady jak ściana. - odpowiadam drżącym głosem, po czym ktoś odsuwa mnie od przyjaciela.
- Dobrze zabieramy go do szpitala. Szybko, zróbcie przejście. - Słyszę i bez zastanowienia stwierdzam że muszę tam jechać z nim. Mimo sprzeciwu lekarza i tak uparcie siadam do karetki bez najmniejszego zamiaru jej opuszczenia prędzej niż pod samym szpitalem. Lekarz uległ i zgodził się na to bym pojechał. No w końcu musiał to zrobić, nie miał innego wyjścia bo ja i tak nie zostawiłbym w tym momencie mojego kumpla samego.




      *-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*

Skarby z całego serduszka przepraszam w imieniu swoim i Kasi za to okropne opóźnienie, rozdział miał pojawić się jeszcze w czerwcu ale wtedy jeszcze te ostateczne poprawki na jak najlepsze oceny i średnie ale się opłacało. Wiem dobrze że nas uwielbiacie i wybaczycie to spóźnienie i za brak aktywności na waszych blogach. Też was kochamy :*.
I życzymy udanych wakacji.
Buziole :*